Idąc do kina, spodziewamy się nieco tkliwej historyjki, która od pierwszych minut będzie przypominać najnowszą ekranizację głośnego dzieła Jane Austen, "Dumy i uprzedzenia". Jednakże film od
Idąc do kina, spodziewamy się nieco tkliwej historyjki, która od pierwszych minut będzie przypominać najnowszą ekranizację głośnego dzieła Jane Austen, "Dumy i uprzedzenia". Jednakże film od samego początku zaskakuje nas swym poczuciem humoru, takim ironicznym, z przymrużeniem oczka, bardzo w stylu filmowej Jane. Oczywiście, są pewne podobieństwa fabularne, ale przecież film ten ma niejako za zadanie wyjaśnić nam, czym Jane Austen inspirowała się, pisząc swą najsławniejszą książkę. W filmie tym najbardziej urzekły mnie zdjęcia - nie tylko piękne, iście malownicze plenery, np. moje ulubione: Jane z siostrą, kroczące brzegiem morza, ukazane z dalekiego planu. Zdjęcia są także pomysłowe, jak np. Jane odjeżdżająca dyliżansem i widok malejącego miarowo Toma w okienku. Widoczna jest także psychizacja otoczenia, przyrody, zwłaszcza w przypadku rozczarowania Jane. Jest to historia młodej kobiety, próbującej uzyskać niezależność w czasach, gdy rolę kobiety kojarzono tylko z zależnością i uległością. Jej życie biegnie jednak dość spokojnym torem, do czasu, gdy spotyka Toma, który od początku stanowi dla niej wyzwanie i zagadkę jednocześnie. Wszyscy z chęcią i radością na twarzach wysłuchują pisarskich wypocin Jane, prócz Toma, który zasypia. Rozpoczyna to serię zabawnych scen między nimi, okraszonych ciętymi dialogami. Powoli sytuacja zmienia się, a Jane zaczyna stawać się coraz mniej małomiasteczkowa i pruderyjna, o czym może świadczyć chociażby scena w bibliotece. To także opowieść o tym, jak idealistyczna dziewczyna poczyna przeradzać się w świadomą siebie oraz swych pragnień, realnie myślącą kobietę, stąd akcja zaczyna się jako komedia, a wieńczy ją dramat. Dzięki dobremu scenariuszowi i świetnej grze aktorskiej Anne Hathaway możemy identyfikować się z główną postacią. Grą w tym filmie udowadnia, że nie jest tylko jakąś gwiazdką, która potrafi tylko marszczyć brwi i mrugać niewinnie oczętami (co niestety zdarza się coraz częściej młodym pseudoaktoreczkom), lecz jest lepszą z filmu na film, utalentowaną aktorką. To samo można powiedzieć o wykonawcy roli Toma. James McAvoy wspaniale poradził sobie z rolą mężczyzny, który potrafił wzbudzić głębokie uczucia w Jane, zarówno bardzo przyjemną aparycją, jak również intrygującymi poglądami oraz sposobem bycia. W filmie mamy także wspaniałe kreacje aktorskie znanych i uznanych, m.in Julii Walters czy Maggie Smith. Podczas całego filmu widz spotyka się z pytaniem o szczerość miłości - czy w tamtych czasach naprawdę można było żyć szczęśliwie dzięki miłości, lecz bez pieniędzy, czy raczej to pieniądze warunkowały szczęśliwy, choć jednostronny w obdarzaniu uczuciami związek? Przeciwstawne przykłady stanowią rodzice Jane i sytuacja jej brata oraz kuzynki. Finalnie muszę przyznać, że film był naprawdę dobry, nie było w nim śladu bylejakości czy nieprzemyślanych scen. Jedyne, co stanowczo nie przypadło mi do gustu, to tytuł, który w angielskiej wersji był bardziej wieloznaczny, a w Polsce brzmi, jak nazwa kolejnej komedyjki romantycznej, w której liczą się jedynie westchnienia lub ilości stosunków (w zależności od kategorii wiekowej).