Węgierskie kino grozy, dużo sexuuuuuuuu i krwiii, fantastyczne arcydzieło w innej odsłonie znanego utwrou.
jesli nie zraza Cie rzeczywistosc - krew + sex
to lepsza
dla mnie o wiele lepsza, niz marudzenie z 2004 roku, romantykowanie
ale jesli jestes romantyczna i wrazliwa to zostan lepiej przy wersji z 2004 r ;)
W zasadzie jest to film bardziej włoski, niż węgierski.
P.S.
Jeśli chodzi o wersję z 2004 roku to oglądałem tylko kilka pierwszych minut. I raczej nie chciał bym oglądać reszty.
Nie wspominając już, że soundtrack do tego filmu jest znakomity.
Zaś w filmie Schumachera średni.
No, ale cóż. Andrew Lloyd Webber to nie ENNIO MORRICONE.
Zacznijmy od tego, że nazywanie muzyki Webbera soundtrackiem jest leciutkim nadużyciem, jako że Andrew nie skomponował jej pod film, tylko (wiele lat wcześniej, zresztą) pod sceniczny musical.